Rozszerzanie diety mojego atopika krok po kroku (1/3)

Zapraszam na cykl rozszerzania diety mojego syna - pomyślne historie ustępujących alergii, kończące się wstrząsem anafilaktycznym reakcje na białka oraz zasady współpracy z moim własnym dzieckiem :) Wszystko to opisuję dziś w tym i dwóch kolejnych postach.

***

Według panelu pokarmowego mój syn ma alergie głównie na migdały, cytrusy, orzechy, niektóre ryby, brzoskwinie, jabłka, czosnek i białko mleka krowiego. Tak w skrócie ;)


Oprócz alergenów o których wiem i z którymi próbujemy lub planujemy się kiedyś oswoić jest mleko i gluten. Z dwóch powodów nie podejmuję z nimi walki - gluten i białko zawarte w mleku krowim wyniszcza błonę jelit, co prowadzi do ich nieszczelności. Ja zdrowie swojego syna zaczęłam przywracać właśnie z momentem zapoznania się z terminem nieszczelnego jelita. Drugi powód jest bardziej osobisty. Wypadki się zdarzają. I chociaż od lat wiadomo z jak poważną alergią przyszło nam się zmagać, raz w roku ktoś z najbliższego otoczenia nieświadomie sprawdza czy nic się nie zmieniło...

Czysty rosół drobiowy, banany, i pieczone ziemniaki - tyle i naprawdę nic poza tym jeszcze niedawno jadł mój syn. To, że to prawie nic nie było wtedy ważne. Na diecie eliminacyjnej zaczął się goić i to było wtedy najważniejsze. Z dnia na dzień było coraz lepiej, po paru tygodniach miał skórę ładną jak nigdy. Te kilka pozycji jest podstawą, do której wracam kiedy rozszerzanie diety nie idzie po mojej myśli - kiedyś kończyło się wysypką i swędzeniem skóry a teraz jeszcze atakiem astmy.

Rodzynki, miód i daktyle (świeże i suszone) pojawiły się najszybciej. Sam cukier? Tak, ale od czegoś trzeba było zacząć, żeby zrozumiał, że warto chociaż próbować nowe rzeczy.

Młody nigdy nie chciał (i nadal nie chce) jeść gotowanych i surowych warzyw, ale zawsze chętnie pił świeżo wyciskane soki z marchwi i buraków, zostało mu to do dziś. Sok marchwiowy miał duże znaczenie w fazie oczyszczania organizmu, głównie wątroby.

Na chwilę pojawiły się w diecie zboża bezglutenowe w postaci czystych wafli ryżowych i kukurydzianych. Jednak to nie miało dobrego wpływu na jego zdrowie. Większa ilość tych produktów powodowała lekki dyskomfort skóry. Zboża jeszcze wrócą do jego diety, ale w bardzo ograniczonej ilości.

W tej całej walce o przyrost masy ciała i rozszerzanie diety, najgorsze było to, że on długo nie chciał nic nowego próbować. Piorytetem było, żeby próbować ale go niczym bardziej nie zniechęcić.

W międzyczasie naszej atopowej historii sieć sklepów lidl rozwijała ofertę bio. Pojawiły się organiczne, bezglutenowe batony na bazie bakalii. Najpierw to był hit, później szok, o czym opowiadam tutaj, ostatecznie "brown cake", jak na to mówi ma bejbi zadomowił się w naszym menu na dobre. Niestety niedawno lidl wycofał je z oferty :/

Teraz coś co polecam mamom wszystkich niejadków, którzy kręcą nosem na gotowane warzywa. pieczone w piekarniku placki ziemniaczane okazały się świetnym pomysłem na włączenie warzyw do jadłospisu mojego syna. Bazą są zawsze ziemniaki, dodatkiem może być wszystko - cebula, dynia, cukinia, szpinak, seler i dosłownie wszystko na co możemy sobie pozwolić ze względu na alergie. Chrupiące mini kotleciki powinny przypaść do gustu wszystkim małym wybredom ;)

Dostępne w lidlu chipsy warzywne również stały się ulubioną przekąską młodego. One również będą wkrótce wycofane z oferty ale jeszcze lepszą ich wersję odkryjemy w rossmanie. Do każdego tego typu zapychacza podchodzimy zawsze z umiarem - szczególnie nie polecam smażenia w potrawach atopika.

W domu pod Poznaniem pierwszy raz stanie nam serce za sprawą prażynek z ciecierzycy. Pojawiły się w lidl'u, podczas tygodnia BiO, kilka lat temu. To była jedna z niewielu możliwości, żeby dostarczyć dziecku białko, byłam wniebowzięta. Długo? Nie, 40 minut od powrotu ze sklepu. Zaczęło się chrypą i kaszlem, nerwowością i drapaniem, całe ciało pokryły ślady jak po ukąszeniu owadów. Wtedy pierwszy raz pojawiły się problemy z oddychaniem - objawy astmy. Nie wiem czy on wtedy tracił przytomność czy zasypiał ale nie pozwalaliśmy mu tracić z nami kontaktu. Tamto wydarzenie nas trochę zablokowało. 

Malinowe "kulki mocy" nie były niczym innym jak przekąską z bakalii ale potrzebowaliśmy czasu, żeby po historii z ciecierzycą próbować czegoś nowego.

W ekologicznych sklepach zaczęły pojawiać się bio, wegańskie, bezglutenowe słodycze - czekolady i lizaki firmy cocoa, "krówki" firmy super fudgio, nawet marsh mallows.. dosłownie wszystko. Dostaliśmy szansę poczuć się jak normalni rodzice normalnego dziecka. Chyba my tych słodyczy bardziej potrzebowaliśmy niż on..

To nigdy nie było "łatwe" dziecko. Lidl rozwijał wtedy ofertę bio w najlepsze... Sezonowo pojawiły się jabłka, borówki amerykańskie, pomarańcza, arbuzy, mango i kiwi... a on nie chciał niczego spróbować.

Na wspomnienie o tej historii ściska mnie w żołądku. Piękny, słoneczny dzień lata. wyszliśmy z mężem dosłownie na 5 minut z domku letniskowego teściów, żeby zrobić zdjęcie do posta "czy to się kiedyś skończy", wracamy i wita nas widok młodego zajadającego się prawdziwą, mleczną czekoladą. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się tak kląć przy starszych ludziach, "na szczęście" mój mąż pokazał się z jeszcze gorszej strony ;) więc tak - sprawdzili, alergia na białko mleka krowiego się nadal utrzymuje..
Było, minęło.

Prawie skakałam z radości kiedy młody spróbował wegański jogurt kokosowy (bez dodatków, naturalny). Nigdy wcześniej nie chciał produktów o takiej konsystencji. Z reakcją na kokos jest różnie więc nie jest to stały element jego diety.

Mieszkaliśmy wtedy jeszcze pod Poznaniem, tata młodego znalazł informację o wyjątkowej hodowli łososia - łososia jurajskiegoTaką świeżą rybkę można było wtedy dostać jedynie w kilku sklepach ekologicznych w Polsce, składając wcześniej zamówienie. Nadzieje były ogromne a rozczarowanie jeszcze większe. Piekłam tego łososia nie dłużej jak 30 minut i z każdą chwilą obserwowałam jak mój syn odpływa. Sam zapach pieczonej ryby niemal od razu wywołał zmęczenie, duszności, problemy z oddychaniem i kaszel. 
Niemożliwe? Młody doszedł do siebie, reszta dnia minęła nam spokojnie, położyłam go spać i zrobiliśmy drugie podejście do obiadu. Żaden czas nie minął od wsadzenia ryby do ciepłego piekarnika a ponownym atakiem kaszlu. Zimny łosoś też był ok ;)
Wyjątkową rybkę można podejrzeć w moim poście pyszny łosoś ;)

Bio borówki amerykańskie z lidl'a były ostatnim zaskoczeniem w domu pod Poznaniem. Wtedy już byłam spokojna, że to tylko kwestia czasu zanim zacznie normalnie jeść. Nie myliłam się.

Przeprowadziliśmy się do naszego rodzinnego miasta i przyszedł przełom, który zwalił nas wszystkich z nóg. 

Zaczynał się wtedy sezon letni, w lidl'u po raz pierwszy pojawiły się ekologiczne maliny i truskawki. Wpadł do nas dziadek Rafi, zjadł parę malin "yyyy, dobre" - powiedział i w tamtym momencie, tamten dziadek sprawił, że maliny okazały się najlepszym na świecie owockiem młodego. W listopadzie, kilka miesięcy później dziadek JJ posadził młodemu 20 krzewów malin ;)

Zeszłego lata młody zaczął jeść także truskawki, jeżyny, arbuzy, kiwi i wszystkie świeże, sezonowe owoce jednak większość najchętniej bezpośrednio z krzaczka.

Kolejnym szaleństwem w naszym życiu były "kotleciki". Do niedawna miałam w domu kuchnie-prowizorkę czyli piec gazowy podłączony do butli i kawałek blatu. Obiady, nawet dla męża robiłam inaczej niż zwykle - nie smażyłam mięsa, wszystko robiłam w piekarniku i tak upieczone kawałki kurczaka zostawiłam kiedyś na blacie. 

- Yyymmm kotleciki...
- yyymmm kotleciki.. chcesz?
- chce

Byliśmy wtedy z młodym sami w domu, normalnie bym się nie odważyła na taki krok, ale stawka była dość wysoka. Jego dietę rozszerzamy z zachowaniem pewnych zasad. Bezpieczniej jest kiedy jesteśmy wtedy wszyscy razem, z ojcem młodego, zwarci i gotowi w drogę na izbę przyjęć. Ale wtedy było inaczej - jak nie teraz to nigdy, pomyślałam. Filet z kurczaka, sól, majeranek i słodka papryka. 100 procent bio.

- weź jak chcesz.

To było w maju 2021. Dzisiaj oprócz "kotlecików" je też białą kiełbasę, skrzydełka z kurczaka, pieczone salami :)

Po historii z przecierem pomidorowym byliśmy już spokojniejsi o cytrusy ale kiedy pierwszy raz spróbować czystego soku pomarańczowego, nadal byliśmy ostrożni. 

Ostatnią, dosłownie sprzed tygodnia, nowością w diecie młodego była czekolada z orzechami laskowymi.. Na szczęście była to maleńka kosteczka więc źle się nie skończyło - rozwolnieniem następnego dnia. 


Mój syn nie dość, że prawie nic nie mógł jeść, wiele jeść nie chciał. Nigdy go do niczego nie zmuszałam. Rozszerzaliśmy dietę według "widzi mi się" dwu-, trzy, a teraz czterolatka. Zaczynał w swoim tempie, kierując się swoimi potrzebami. Wyszło jak widać - je wszystko na co może sobie tylko pozwolić. Ten proces trwał 3 lata. Myślę, że lepiej się tego zrobić nie dało :)))








Popular posts from this blog

biorezonans? daj pan spokój...

Jak zmieniło się nasze życie kiedy wyeliminowałam z diety dziecka gluten, nabiał zwierzęcy i chemię?

Kilka śniadaniowych propozycji przy chorobach autoimmunologicznych