co ja właśnie odwaliłam?

Ziołolecznictwo jest ok ale stosowane u zdrowych ludzi. Trochę tak wydawało mi się przed podjęciem leczenia w gabinecie biorezonansu, po zakończonym leczeniu jestem tego pewna. 


Ponieważ uważam, że nikt nie powinien sugerować się i leczyć suplementami dobranymi indywidualnie pod wyniki badań i predyspozycje mojego syna nie zdradzam żadnych szczegółów dotyczących nazw przepisanych mu leków ani ich dokładnego składu. 

To była terapia przeciwwirusowa, oparta na ziołolecznictwie.

Leczenie zaczęło się już kolejnego dnia po naszej pierwszej wizycie w klinice biorezonansu. Wiedziałam, że żaden z leków nie zawiera nabiału ani glutenu więc nie przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić skład.
Zjedliśmy śniadanie, rozpuściłam granulkę w wodzie i bez żadnego zastanowienia podałam synkowi lek. Wypił i powiedział, że na opakowaniu jest jabłko...

Jabłko? Tak, jabłko, które jest w stanie doprowadzić mojego syna do wstrząsu anafilaktycznego, bo podobnie jak mleko, gluten i orzechy w skali od 1 do 100 panelu pediatrycznego wskazuje co najmniej milion. Tak wpatrując się w ten obrazek, oczom i własnej głupocie nie wierzę, że po tylu latach odwalam taki numer...

Mam w takich chwilach rozdwojenie jaźni. 

Ta kontaktująca ze światem część przekonuje syna, że wszystko jest w porządku. 


Do końca nie jest. Jabłko stanowi ponad 50 procent składu leku ale zostawiam tą informację dla siebie. W ciszy i z pełną skruchą szykuję leki reanimacyjne. Teraz moje drugie ja ma ze sobą prywatną rozmowę:

- co ty, Martyna, dałaś dziecku jabłko, bo lekarz po godzinie znajomości i jednym badaniu stwierdził, że możesz? Od kiedy ty lekarzy słuchasz? 😂😂😂
- dobra już, zamknij się... 

I tak, czas się dla mnie zatrzymał tamtego dnia...












Popular posts from this blog

biorezonans? daj pan spokój...

Kilka śniadaniowych propozycji przy chorobach autoimmunologicznych

tylko nie mów tacie..