Nic nie jest na zawsze

Że "wszystko się może zdarzyć" wiem od dawna. Niedawno ktoś mi jeszcze uzmysłowił, że "nic nie jest na zawsze". Nie jest, może nie być czy nie musi być ale coś w tym jest. Największy fart i największa tragedia - lepiej lub gorzej ale się kiedyś kończą.


Ten etap tutaj też. 

Kiedy kupowaliśmy to mieszkanie w 2013 roku, przez następne kilka lat do głowy by mi nie przyszło, że będę je sprzedawać z taką ulgą. Ładne mieszkanie, strategiczne położenie, sympatyczni ludzie... Co mogłoby być nie tak? Choćbym zburzyła wszystkie ściany działowe, zamieniłabym łazienkę z kuchnią albo przeorganizowałabym cały układ mieszkania, to miejsce zawsze będzie kojarzyć mi się z jednym - dramatem jaki przeżyliśmy związanym z AZS syna - cierpieniem całej rodziny i tym co przechodził każdy z nas osobno, zamknięty w swoim niemym świecie. To było nie tak.

Wiem, że AZS by nie miało końca tak długo jak byśmy tu tkwili. Widać to było po nas przez ostatnie tygodnie, kiedy przeprowadzka była tylko kwestią wyczekania do końca okresu wypowiedzenia w pracy mojego męża. Dawno nie byliśmy tak szczęśliwi - chyba bardzo tego potrzebowaliśmy.

To co się tutaj wydarzyło nie zniknie, ale oddzielam to od nas grubą krechą. Zostaną myśli i kilka zdjęć, do których przypuszczam, że nikt z nas nie będzie chciał wracać.

Żegnam się ze swoim pierwszym, pięknym mieszkaniem - miejscem, którego szczerze nie lubię, i idę na chatę z aneksem z "biedry". Jestem przeszczęśliwa :))











Popular posts from this blog

biorezonans? daj pan spokój...

Kilka śniadaniowych propozycji przy chorobach autoimmunologicznych

tylko nie mów tacie..