"To się nigdy nie skończy...?" (AZS)

Jeszcze niedawno mój mąż na widok moich dłoni mówił, że wyglądam jakbym pod kosiarkę wpadła. Taaa... jeden z jego lepszych komentarzy na ten temat.

Początek był bardzo niewinny - drobna wysypka na dłoniach. Niezauważalnie moje życie zmieniało się w koszmar kiedy zaczęła swędzieć, regularnie coraz mocniej. Mogłam się do kości dodrapać a to i tak nie ustawało. 

Po kilku miesiącach skóra zrobiła się bardzo sucha - mogłam powierzchnią dłoni robić dziury w rajstopach. Jednak najgorzej wspominam moment kiedy znikąd zaczęły pojawiać się kilkumilimetrowe rany, głównie na palcach. Czułam jakby coś od wewnątrz przebijało się przez warstwy skóry i rozrywało naskórek. Skóra w tym miejscu robiła się czerwona, swędziała, kłuła i piekła jednocześnie, otwierała się rana i pojawiała się krew...

Ciężko mi było uwierzyć, że mogło być jeszcze gorzej. Do tej pory ze wstydem, ale dało się funkcjonować... (Ze wstydem bo dobrze to nie wyglądało. Na spotkaniach rodzinnych, w sklepie i na placu zabaw wśród dzieci i ich rodziców próbowałam to ukryć, zawsze z odwrotnym skutkiem. Po miesiącach walki przyszedł moment, kiedy przestałam już wierzyć, że to się skończy i przestało mi też zależeć czy widać czy nie. Choroba jak każda, tyle, że widać objawy - pomyślałam i przez chwilę nie ukrywałam tego ale nadal źle się z tym czułam). Kiedy na całych dłoniach wyszedł rumień nie mogłam już odkręcić butelki, nosić zakupów ani podnieść szpilki ze stołu.

Ból odczuwałam przy każdej czynności, ataki swędzenia pojawiały się głównie wieczorem, często budziły mnie w nocy.. 

To zaczęło się zimą więc długo wmawiałam sobie, że naskórek niszczy się w trakcie skrobania szyb podczas mrozu. Wiosną przerzuciłam winę na płyn do naczyń i domową chemię ale czy zmywałam czy nie, było coraz gorzej. Może stres? Stres, że co? Poród i dziecko? Jaki to by nie był poród i jakie dziecko - to nie powód, żeby skóra schodziła z rąk.

Przyczyną było wszystko, co zjadłam i wypiłam od 2-giego miesiąca życia do 2018 roku. Zaczynając od mleka modyfikowanego, przez pasteryzowany nabiał, modyfikowaną mąkę, pestycydy i metale ciężkie w produktach spożywczych, sporą ilość cukru w diecie i kończąc na pozostałej chemii, zawartej w mojej "zdrowej" diecie opartej na składnikach z biedronki.

Zanim zrozumiałam jak to wszystko mnie niszczy upłynęło za dużo czasu - szukałam przyczyny problemu w czynnikach zewnętrznych na które nie miałam wpływu. Dopiero z przypadkowo znaleziono artykułu dowiedziałam się o przemilczanych działaniach niektórych substancji spożywczych i popularnych alergenów. Wyeliminowałam z diety nabiał, gluten, cukier i chemię. Pojawiła się nadzieja, chwilę później efekty.. i koniec 🙂 Po AZS zostały mi już tylko koszmary, dzisiaj zamiast zasłaniać dłonie mogę się nimi zasłaniać. Przez dietę moje życie nadal się kręci wokół tej choroby ale mam dzięki temu ładne, zdrowe ręce i czas, którego już nie spędzam martwiąc się stanem skóry. Problem rozwiązał się sam, kiedy zaczęłam konsekwentnie stosować ekologiczną dietę.

Co wam i waszym dzieciom szkodzi spróbować jeśli kremy, leki i sterydy zawiodły? Dotyczy to nie tylko osób chorych na AZS ale tych, którzy chorują na jakąkolwiek przewlekłą chorobę autoimmunologiczną (łuszczycę, alergie, astmę i wiele innych). Nie macie nic do stracenia a szanse na poprawę są.






Popular posts from this blog

biorezonans? daj pan spokój...

Kilka śniadaniowych propozycji przy chorobach autoimmunologicznych

tylko nie mów tacie..