Ty nas lepiej nie "prowokuj"

Lekarze i dietetycy oraz Janusze i Grażyny internetu czerpiący wiedzę od tych pierwszych często odradzają metodę eliminacji produktów z diety alergików, nawet tych potencjalnie szkodliwych ponieważ "grozi to niedoborem składników odżywczych". A czy z powodu braku w codziennej diecie np. fioletowej marchwi też nabawimy się niedoboru niezbędnych do życia składników? A przecież lata wstecz była ona tak popularna jak dzisiejsza, pomarańczowa odmiana najpopularniejszego warzywa. Czy zawsze mieliśmy dostęp do bogatego w enzym - bromelainę ananasa? Ma tyle cennych dla zdrowia właściwości.. Nawet ziemniaki, źródło potasu, codzienność w diecie każdej polskiej rodziny, pojawiły się w Polsce dopiero 300 lat temu.. Mimo to, eliminować nie można, tym bardziej w diecie dziecka ale prowokację poleca się bez opamiętania, zdrowego rozsądku i jakiejkolwiek wiedzy o alergiach i AZS.
Na grupach dla rodziców codziennie widzę d z i e s i ą t k i zdjęć skóry niemowląt i dzieci - całkowite zalane wysypką, często są to już rozdrapane, sączące się powierzchnie, gdzie po zdrowym naskórku zostało już tylko miejsce, i desperackie prośby o pomoc zagubionych mam. Mimo, że widok odbiera mowę, zwykle i tak jest to początek dramatu, przez jaki przejdą te dzieci i ich rodzice. Nie dziwi mnie, że pytają w internecie. Pytać, szukać podpowiedzi i daj im Boże - odpowiedzi trzeba wszędzie. Do lekarza i tak trafią, do niejednego. Z naszym dzieckiem przechodziliśmy krok w krok tą samą, długą drogą.
Więc rady ok, ale jednak jedna z nich nieustannie mnie martwi - właśnie tzw. prowokacja, czyli sugerowanie rodzicom, żeby mimo stanu zapalnego (jaki widać gołym okiem) podać dziecku małą dawkę (małą ale zawsze jest już to jakaś ilość) silnego alergenu - przeważnie mowa o białku mleka krowiego, żeby móc go ewentualnie wyeliminować..(?!)
Trzeba nie mieć pojęcia o ryzyku i łatwości wystąpienia wstrząsu anafilaktycznego, żeby proponować takie szaleństwo, bo nigdy, nikt nigdy nie wie jak takie małe dziecko z AZS, czy alergią zareaguje na najpopularniejsze, może i najbardziej niebezpieczne alergeny.
Ale dietę trzeba rozszerzać, nawet mały alergikom, prawda? Oczywiście ale nie trzeba tego robić pod wpływem sugestii zaczerpniętych od ludzi, którzy historię dziecka znają na podstawie 150 słów z wpisu na fejsbuku. To raz, a dwa to nigdy nie znajdzie się przyczyny alergii jeśli skóra przed podaniem dziecku potencjalnego alergenu nie będzie czysta. Dlatego osobiście proponuję najpierw doprowadzić skórę do idealnego, zdrowego wyglądu a później próbować rozszerzać dziecku dietę. Lepiej wyeliminować w ciemno zagrożenie (czym może być taki pewniak jak białko mleka krowiego czy gluten) niż "dla pewności", że coś szkodzi lub - nie, doprowadzić do pogorszenia stanu skóry, samopoczucia dziecka czy większej tragedii.
Mam syna alergika, ma alergię na (bardzo między innymi) białko jaja kurzego, gluten, białko mleka krowiego, jabłko, brzoskwinie, orzechy, migdały i mojego psa...
Nigdy nie wiem jak zareaguje na ugotowane w domu warzywo, którego nie było na panelu pokarmowym, na kontakt z psem, na pleśń ziemi od kwiatów doniczkowych w ciasnym mieszkaniu, na dotyk (!) mandarynki, na buziaka od kogoś, kto przed chwilą jadł makaron w śmietanie (gluten i nabiał). Musiałabym postradać wszystkie zmysły, żeby na zapewnienia człowieka, który widzi go może kilka razy w roku, rzadziej lub wcale podać mu teraz z ciekawości jabłko i obserwować reakcję, która może się skończyć wstrząsem anafilaktycznym, w tym - nawet śmiercią. Alergia to nie tylko katar, a AZS to nie tylko brzydka skóra. Mimo wszystko właśnie na testach (które nie zawsze są wiarygodne!) i niebezpiecznej prowokacji opiera się leczenie alergii, nierzadko też AZS*, "choroby" o której 90 procent lekarzy nie ma bladego pojęcia.
Ja do dzisiaj pamiętam reakcję syna na leki, które pozwoliła mi przyjmować pediatra, kiedy jeszcze karmiłam piersią, czy na (naprawdę przypadkowe) zjedzenie małej kosteczki mlecznej czekolady przez młodego (miał 3 lata, a alergie na białko zdiagnozowaną w wieku 6 miesięcy, żadnego wcześniej kontaktu z mlekiem. Wystarczyła niecała kostka czekolady, a on by się prawie udusił).
I do dzisiaj mnie zastanawia czy personel medyczny kieruje się czymś więcej w leczeniu ludzi niż "zobaczymy co się stanie"? Baaa, życiem dziecka jakiejś tam zwykłej kury domowej nikt nie ma obaw ryzykować. Lekarze biorą tyle odpowiedzialności za swoje decyzje, że nawet telefonów nie myślą odbierać od zdesperowanych rodziców pozostawionych samych sobie w podprogowej sytuacji (pamiętam, pani Haniu). Ciekawa jestem jaką pomoc w takich nagłych wypadkach po "prowokacyjnych" oferują spece z for i grup internetowych...
"Przede wszystkim nie szkodzić" dawno już stało się w Polsce mitem, dlatego ja ufam już tylko sobie, swojemu doświadczeniu i swojej intuicji. W odżywianiu mojego alergika kieruję się przede wszystkim ostrożnością, przezornością i niestety, niekończącą się obawą, że może stać się najgorsze. Nie jest mi z tym lekko, że ma tak ograniczony jadłospis ale dobrze jest dla odmiany cieszyć się jego dobrym zdrowiem. Jest coraz starszy, poznaje świat, poznaje nowych ludzi, życie samo da mu spróbować nowe smaki, o czym mam nadzieję nawet się nie dowiem 🙂 od czasu historii z kostką czekolady jeszcze tego na siebie nie biorę..
* AZS nie jest chorobą, tylko objawem choroby
P.s. Napisałam to 2 dni temu, wczoraj poprawiłam. Dzisiaj młody chciał spróbować mojego wegańskiego jogurtu kokosowego 🙂 prosty skład, dobra jakość ale wprowadzenie nowego produktu to dla nas zawsze ogromny stres. Według testów pokarmowych kokos w jego przypadku jest jednym z nielicznych produktów, które może jeść. Skóra - igła - od bardzo, bardzo dawna..
- No to spróbuj... - ooo dobre! - no co ty? 🙂
Poskubał dosłownie "odrobinkę", może niecałą łyżeczkę, teraz śpi, a ja co chwilę sprawdzam czy oddycha bo chociaż nie skończyło się jak z kostką czekolady, od miesięcy zdrowe jak ryba dziecko nagle dostało chrypkę i (na razie) lekki kaszel.. zaraz zwariuję.

Popular posts from this blog

biorezonans? daj pan spokój...

Kilka śniadaniowych propozycji przy chorobach autoimmunologicznych

tylko nie mów tacie..