Jedna z gorszych rad

Nasz syn różnie reagował na kremy i emolienty. Na niektóre wysypką i rumieniem całego ciała - te wyrzucałam od razu. Inne używaliśmy do następnej wizyty u immunologa, alergologów, pediatrów i innych specjalistów. Na kosmetyki do pielęgnacji skóry atopowej (różne rodzaje, różnych producentów) wydawaliśmy około 80 złotych tygodniowo. Nie polecam żadnego.

Wysypka pojawiała się mimo grubej warstwy kremu, zmieniała się w ropiejące rany. Syn drapał to bez końca. Mimo naszych doświadczeń słyszeliśmy, że podstawą leczenia jest nawilżanie a kremy są niezbędne i skuteczne. Jednak wszystkie okazywały się zbędne i nieskuteczne na co kolejni lekarze nam powtarzali, że albo kremy, które używaliśmy nie były trafione albo my robiliśmy wszystko nie jak trzeba ("za mało i za rzadko smarujecie!"). Kiepskie zbycie i tak dawało nadzieje, że nowe wskazówki przyniosą poprawę ale żaden kolejny krem (używaliśmy m. in. latopic, linomag, emolium, emotopik, medidermem i kremy robione na receptę) stosowany według kolejnych rad nie pomagał. W końcu posmarowałam go popularnym kremem nivea. Nie było ani lepiej, ani także gorzej od stosowanych wcześniej specjalistycznych emolientów dla dzieci i niemowląt... Najwidoczniej wszystkie działały tak samo - wcale. Tak zdaliśmy sobie sprawę, że konieczność nawilżania skóry atopowej to jedna z gorszych rad jakie wtedy słyszeliśmy.

Krem nie ma prawa leczyć zmian na skórze bo nie jest lekiem. Chłodna, przyjemna konsystencja może ją najwyżej na chwilę ukoić. Dlatego należy według zaleceń często nawilżać, żeby w miarę szybko stłumić coraz większy dyskomfort. 

W takich warunkach, po dwóch, trzech godzinach snu moje wykąpane i wybalsamowane wcześniej dziecko, spocone, wykulane w pościeli drapało się do krwi w najlepsze.

Z perspektywy czasu jest łatwiej. Mi od razu nie przyszło do głowy zastanawiać się i sprawdzać czym są emolienty i czy słuchanie zaleceń pediatrów i nawilżanie suchej skóry syna pomimo rozdrapywanej do krwi wysypki i pojawiających się sączących ropę ran to dobry pomysł. Emolienty mają, jak większość takich produktów beznadziejny skład, który dobrze nie posłuży ani zdrowej ani tym bardziej rozdrapanej skórze. Zawarte w nim składniki mogą być nie tyle pozornie skuteczne jak wręcz szkodliwe (jednym z głównych, najczęściej stosowanych składników emolientów są oleje mineralne, uzyskiwane z ropy naftowej (!), mają wygładzać i uelastyczniać skórę, ale przy okazji kontaktu ze skórą, zatykają pory, uniemożliwiają wymianę gazową, sprzyjają rozwojowi bakterii, utrudnią wydzielanie potu i toksyn). Gdyby nie były bezpieczne nie byłyby dopuszczone do sprzedaży? Nie do końca, bo zdarzają się przypadki wycofywania szkodliwych kosmetyków, baaa nawet leków. Bezpieczeństwo jest umowne. W Polsce pozwala, wręcz zaleca się podawać kilkumiesięcznym maluchom kremy z parabenami bo "mówi się, że są skuteczne" a na opakowaniu jest napisane od "pierwszej doby życia". W Dani od 15 marca 2011 obowiązuje zakaz stosowania niektórych parabenów w kosmetykach dla niemowląt i małych dzieci. To już lepiej, ale... 🙂 Ale czy naprawdę to, co szkodzi 3 letniemu dziecku, nie zaszkodzi 4-ro, ośmio czy 20-stolatkom? Mnie to nie przekonuje.

Jedyny skuteczny krem to krem sterydowy. To jest niesamowite jak szybko potrafi zapewnić skórze spokój i szczerze, to wystarczy, żeby mimo skutków ubocznych (o których pewnie większość z nas i tak nie jest informowanych) podać go sobie czy nawet dziecku. Nas uspokajali, że w niewielkich dawkach i w odpowiednich odstępach czasu będzie bezpieczny. Niewiedza to spokój a ja miałam wiedzę o niepożądanej "skuteczności" sterydów i straszny niepokój co będzie dalej.

Mimo wszystko, kiedy skóra syna była w bardzo złym stanie, podawaliśmy mu steryd. Nie było mi z tym lekko ale to i leki histaminowe stosowaliśmy do znalezienia lepszego sposobu na AZS.

I szczerze, to nadal nie wiem co w zamian... Naturalnych sposobów też próbowaliśmy, szczególnie kąpieli w "kartoflance", kąpieli z dodatkiem oleju kokosowego, oleju z czarnuszki yyy... Z pewnością nie sprawiają, że AZS znika. Tak na prawdę, działają jak kremy i są równie nieskuteczne ale nie powodują między innymi raka piersi, nie wpływają negatywnie na rozwój płodów (jak butylparaben, propytlparaben, methylparaben i ethylparaben zawarte w większości emulsji do ciała dla dzieci ze skórą skłonną do atopii !!!).

Naprawdę pomagały tylko częste ale krótkie kąpiele i równie częste zmienianie ubranek. Koiły skórę jak krem, tyle że bez chemii. rozwiązywały problem swędzenia ale jeśli, to tylko na chwilę dłużej, również go nie eliminowały.

Było jeszcze coś. Ten pomysł podsunęła nam ekipa pediatrów z jednego szpitala. Połączenie nawilżania emolientami i zwykłą wodą. Na popołudniowe spanie i na noc pod suchą piżamkę zakładaliśmy synkowi wilgotny kombinezon (mogły to być jakiekolwiek śpiochy zwilżone pod bieżącą wodą). Wtedy to był strzał w dziesiątke, syn spal całkiem nieźle (nawet do 4-ch godzin) dopóki wewnętrzna warstwa utrzymywała wilgoć. Kiedy wysychała, na skórze zostawała już tylko stara warstwa kremu i pot - swędzenie przybierało na sile.

Dzisiaj wiem trochę więcej o AZS i o emolientach i tego nie łączę. Mimo szczerych wierzeń naszych doradców (poważnie 🙂 ) zrobiliśmy po swojemu i nie robimy nic - pozwalamy skórze syna produkować jej własne lipidy i wszystko czego potrzebuje, żeby wyglądała zdrowo 🙂

I właściwie jest zdrowa, ale nie dzięki sterydom i nawilżaniu syntetycznym filmem, tylko dzięki zwykłej higienie i i ekologicznej i ostrożnej diecie, pozbawionej alergenów (mleka, glutenu, jabłek, orzechów, cytrusów, brzoskwiń i innych 🙂 )

Znaleźliśmy dietę, która czyni cuda. Kremów, które miały czynić cuda już nie potrzebowaliśmy.






Popular posts from this blog

biorezonans? daj pan spokój...

Kilka śniadaniowych propozycji przy chorobach autoimmunologicznych

tylko nie mów tacie..