Bardzo Wam wszystkim dziękuję

I stało się to, czego jeszcze niedawno nie miałabym śmiałości sobie nawet wyobrazić - 500 osób lubi tą stronę na facebook'u - dla mnie to jak 500 szans na przywrócenie komuś zdrowia i normalnego życia.
Chciałabym serdecznie wszystkim Wam podziękować, każdemu z osobna i wszystkim razem (szczególnie tym pierwszym 67- miu osobom, które szczególnie pamiętam, które były ze mną od początku, na dłuuuugo zanim miałam możliwość wziąć się za to na poważnie, bo dzięki Wam moja największa obawa - zwątpienie, nigdy nie pozwoliła mi z tego zrezygnować).
Osobno chciałabym też podziękować mojemu mężowi, bo zaufał mi, mimo, że nie jestem lekarzem, i pozwolił mi zająć się synem tak jak "miałam przeczucie", że będzie lepiej. Często mamy różne zdania i sam dobrze wiesz, jak wtedy jest między nami (nasi sąsiedzi też 😉 ) - potrafisz mnie zrównać z ziemią jednym zdaniem, ale kiedy toczę wojnę z całym światem, zawsze jesteś po mojej stronie. Nie byłoby ani mnie, ani nas gdybyś mi na to wszystko nie pozwolił - ta choroba by nas wykończyła.
Czy to jest moment, żeby podziękować dziecku za tą próbę? Niechętnie 😉 ale jeśli to musiało się stać po to, żeby ten blog powstał w obecnej formie i dawał ludziom nadzieję, a może nawet odmienił czyjeś życie.. niech to będzie choćby jeden człowiek - było warto. Młody, fajnie, że jesteś 😘
Nigdy nie byłam szczególnie religijna ale doświadczenie z chorym dzieckiem zmienia człowieka - rodzica - mnie zmieniło bardzo. Osobno chciałabym podziękować.... Bogu, bo kiedy zostałam ze wszystkim sama, kiedy jedyne co czułam to presja ze strony rodziny i wyrzuty, że popełniam same błędy, nigdy nie pozwoliłeś mi przestać wierzyć, że AZS można wyleczyć. Dałeś mi nadzieję, która dodawała mi odwagi dzięki której nie uległam dyktaturze lekarzy, straszących mnie sądem rodzinnym bo uważałam, że mleko modyfikowane i steryd nie rozwiążą naszych problemów.. Dałeś mi cierpliwość, która powstrzymywała mnie przed moim własnym szaleństwem. Dałeś mi jej tyle, że mogłabym ją zamknąć w słoiki i wysłać kiedyś tym, którzy potrzebują jej bardziej. I tylko tego wtedy potrzebowałam, na resztę zapracowałam sama.
Na koniec, co zabrzmi co najmniej żenująco 🙂 - muszę podziękować sobie, że nigdy w siebie nie zwątpiłam, że nigdy nie przestałam wierzyć, że uda się to wyleczyć, nie zaleczać bez końca do czego wszyscy starali się mnie przekonać, że nie pozwoliłam im wejść sobie na głowę... I chociaż tylko ja wiem jak mi wtedy było ciężko, i chociaż nie jestem przez to już tym kimkolwiek, kim byłam kiedyś - nie potrafię ani śmiać się i bawić, ani żyć jak kiedyś, to jednak mnie to nie zabiło...
bardzo Wam wszystkim dziękuję 😘

Popular posts from this blog

biorezonans? daj pan spokój...

Kilka śniadaniowych propozycji przy chorobach autoimmunologicznych

tylko nie mów tacie..